________________________________________________________________________________
*Frank*
Czy też tak masz? Budzisz się rano i nic nie pamiętasz z dnia poprzedniego. Potem uświadamiasz sobie, co tak naprawdę się wydarzyło i już nie chcesz. Nie chcesz tego dłużej znosić. Chcesz to zakończyć. Jedyną rzeczą jaka ci przychodzi do głowy, żeby sprawić, że ból wewnętrzny minie jest małe, niewinne coś. Mówiąc „coś” mam na myśli żyletkę. Można by pomyśleć, że jestem jakimś pieprzonym masochistą, że ból sprawia mi przyjemność, ale to nie jest tak. Ból fizyczny w pewnym stopniu łagodzi ból psychiczny. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. To zawsze pomaga.
Jedno machnięcie, drugie, trzecie... Chciałem więcej, jeszcze więcej. Krew powoli zaczęła się sączyć po mojej ręce. Małe kropelki swobodnie spływały po umywalce. Czułem jak wraz z upływającą krwią, moje wewnętrzne cierpienie się zmniejsza. Mógłbym teraz wiele mówić o tym, jak bardzo mi źle, ale już tak nie było. Jedyne co czułem to pustka. Tak jakby jakaś mała istota wewnątrz mojego ciała pozbawiła mnie wszelkich uczuć i emocji. A co najważniejsze, nie chciałem się zabić, jak wtedy. Wiedziałem, że byłem coraz silniejszy. Wiedziałem, że byłem zdolny wyjść z domu i wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak bardzo go nienawidzę i z powrotem wrócić do wykonywanej wcześniej czynności. Zamknąć się w czterech ścianach i już nigdy nie wychodzić. Nie kochać, nie czuć… Może to egoistyczne podejście z mojej strony, ale miałem już dość troszczenia się o innych.
Ostatnie machnięcie… Umywalka zamieniła się w kałużę krwi. Obwinąłem grubo rękę bandażem i wsunąłem czarną bluzę. Nie chciałem, żeby ktokolwiek coś zauważył, więc chociaż w taki sposób mogłem to ukryć. Postanowiłem więcej nie użalać się nad sobą, zszedłem na dół i przywitałem się z mamą.
- Jak impreza? – rozpoczęła rozmowę, jakby wiedziała, że sam z siebie o niczym pewnie bym jej nie powiedział – wiesz, kochanie, dzwonił Ger…
- Co mówił? – krzyknąłem zaniepokojony, przerywając przy tym mamie w połowie zdania.
- Chciał z tobą pogadać. Wyraźnie coś go gryzło – coś go gryzło… Po prostu przelizał moją dziewczynę i obudziły się w chłopaku wyrzuty sumienia. To go gryzło! – powiedziałam mu, że przyjdziesz do niego, jak się obudzisz.
Nie wierzę, że to zrobiła. Nie chciałem go widzieć już nigdy więcej! Sama myśl o nim przyprawiała mnie o mdłości. Nie odpowiedziałem ani słowem. Od razu pobiegłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Wyciągnąłem spod niego blok rysunkowy i ołówek. Chciałem narysować to co czuję, wyżyć się w ten sposób. Skończyło się na tym, że kartka pozostała pusta.
Stwierdziłem, że nie mogę spędzić reszty życia leżąc i nic nie robiąc. Nie od tego przecież ono jest. Wstałem z łóżka, ubrałem się i wyszedłem z domu. Padał deszcz, ale nie przejmowałem się tym. Małe krople lekko uderzające o ziemię, ten zapach… To wszystko mnie uspokajało. Usiadłem pod małym daszkiem kilka przecznic od mojego domu i wyciągnąłem z kieszeni jednego, lekko zgniecionego papierosa. Siedziałem na ziemi i delektowałem się drapiącym w gardle smakiem tytoniu. Czułem się w tej chwili całkiem dobrze. Bycie egoistą wcale nie jest takie złe. Przecież ja zawsze żyłem dla kogoś i zawsze dostawałem przez to od życia w kość.
Spojrzałem na zegarek. Robiło się późno, mama mogła się denerwować, że tak wyszedłem z domu, bez żadnego pożegnania i jeszcze mnie nie ma. Powoli szedłem ulicą, paląc kolejnego papierosa. Miasto było szare i brzydkie. Kompletnie pozbawione życia domy i drogi. Mijało mnie wielu ludzi bardzo różniących się od siebie. Ludzie smutni i szczęśliwi, samotni i zakochani. Wiele typów i osobowości. Uwielbiałem patrzeć na ludzi. Skrywali w sobie tyle emocji… Również wiele emocji skrywał on. Chłopak, który szedł ulicą naprzeciwko mnie. Niegdyś najlepszy przyjaciel, dziś największy wróg, chociaż moja nienawiść do niego zmalała, do tego stopnia, że po prostu miałem go w głębokim poważaniu. Nie chciałem mu nic zrobić, przeciwnie. Chciałem uniknąć jakiegokolwiek spotkania z nim. Spuścić głowę w dół i minąć jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy byli dla siebie zupełnie obcy. Chłopak najwyraźniej też nie chciał mieć żadnego kontaktu ze mną. Nie zatrzymał się. Nie próbował w żaden sposób się wytłumaczyć. Cieszyłem się z tego, ponieważ nie mógłbym mu spojrzeć w oczy po tym wszystkim i myślę, że on również.
Nagle słyszałem za moimi plecami kroki. Ten ktoś biegł. Był coraz bliżej.
- Frankie! Proszę, zatrzymaj się – nie wiedziałem, co w tej chwili zrobić. Nie chciałem być niegrzeczny. Musiałem zachować spokój.
- Gerard, przepraszam, ale nie chcę z Tobą rozmawiać – powiedziałem nawet nie obróciwszy się.
- Frank, ja… ja… - stanął naprzeciwko mnie i spojrzał prosto w oczy. Widziałem ból. Kolejna łza powoli spłynęła po jego twarzy – możemy porozmawiać?
- Gee, ja nie wiem, czy jestem gotowy. Ja… - chłopak ani przez chwilę nie przestawał patrzeć mi w oczy. Moje serce biło tak szybko… Czułem, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Nigdy wcześniej tak nie miałem. Był tak blisko, że słyszałem jego przyspieszony oddech. Wiedziałem, co chce zrobić, ale nie mogłem do tego dopuścić. Stanowczym ruchem odsunąłem się od niego lekko przestraszony.
- Przepraszam – rzucił ze łzami w oczach i uciekł. Tak po prostu uciekł, bez żadnego wytłumaczenia.
Stałem na środku chodnika wbity jak w ziemię. Ta sytuacja, była więcej niż dziwna. Uczucie towarzyszące tej chwili, sprawiło, że złość i żal, a co najważniejsze – pustka, kompletnie wyparowały.
- Gerry, czekaj – zadrżałem. Chłopak chwiejnym krokiem obrócił się i otarł ręką twarz pełną łez – możemy iść do mnie, wtedy wszystko mi wytłumaczysz – nie wiedziałem, dlaczego tak uczyniłem. Widziałem, że ta cała sytuacja przytłacza go bardziej niż mnie. Nie mogłem patrzeć jak płacze, bo moje serce rozpadało się na tysiące malutkich kawałeczków.
Wyciągnąłem z kieszeni papierosa i ruszyliśmy w stronę domu. Oczywiście zachowaliśmy dystans od siebie. Całą drogę milczeliśmy idąc jak na ścięcie. Spojrzałem na jego twarz. Wciąż płakał. Jego oczy przepełnione były strachem. To nie było miłe dla żadnego z nas. Minęliśmy pierwszy zakręt, drugi, trzeci i byliśmy już na miejscu. Otworzyłem drzwi, dom był całkiem pusty. Żadnej żywej duszy, prócz nas. Nigdy w życiu nie czułem się tak nieswojo. Zaproponowałem coś do picia – odmówił. Usiadł na kanapie i przez chwile jeszcze patrzył się w sufit.
- Nie zrozum mnie źle. Ja nie chciałem. Ona… W chwili jak ją pierwszy raz zobaczyłem, od razu czułem do niej tylko nienawiść, bo wiedziałem jak cię skrzywdziła. Nie chciałem tego zrobić. Przysięgam – schował głowę w kolanach i co chwile ręką ocierał mokrą twarz – Sara nie zasługuje na ciebie – dodał i kompletnie się rozpłakał. Widząc to, moje serce zaczęło mnie piec, jakby ktoś z cały sił je ścisnął.
- Oh zamknij się już – nagle coś mnie tchnęło, jakiś przeraźliwie silny impuls gdzieś wewnątrz mnie. Patrząc na niego, nie wytrzymałem. Emocje sięgnęły zenitu. Delikatnie dotknąłem palcami jego suchych warg. Chłopak trząsł się. Teraz wszystko inne miałem gdzieś. Po raz pierwszy to ja postanowiłem zrobić ten pierwszy krok. Powoli przybliżyłem się do jego twarzy i musnąłem wargami o jego usta. Złączeni w namiętnym pocałunku, zapomnieliśmy o naszych wszystkich dotychczasowych problemach. Nie potrafię opisać uczucia, które w tej chwili mi towarzyszyło. Na te kilka minut świat się dla mnie zatrzymał. Nigdy dotąd nie odczuwałem niczego podobnego. Byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy.
Gee przerwał pocałunek. Nadal cicho siedzieliśmy w objęciach, nic nie mówiąc. Spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się i wtulił w moje ramie. Ciemna koszulka, którą miałem na sobie, powoli zaczęła robić się mokra od jego łez. Jednak nie przejmowałem się tym, bo wiedziałem, że to łzy szczęścia. Teraz byłem pewny, że nie okłamał mnie. Nie żałowałem. Cieszyłem się, że sytuacja tak się potoczyła. Wszystko było idealne do czasu, aż ktoś zapukał do drzwi. Gerard szybko odsunął się ode mnie, otarł pełną od łez twarz, a ja poszedłem otworzyć. Szybkim ruchem cisnąłem za klamkę. Nieznajoma osoba wpadła do mieszkania i od razu rzuciła mi się z płaczem na szyję. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to Sara. Egoistyczna istota bez żadnych uczuć. Spojrzałem na chłopaka siedzącego w drugim końcu pokoju. Jego nastrój z minuty na minutę zmienił się diametralnie. Nie ukrywam, że mój również.
- To on! To jego wina! – dziewczyna zaczęła się drzeć i płakać. Słyszałem tylko lekkie pochlipywanie w z drugiego końca pokoju.
- Uspokój się i wyjdź stąd – powiedziałem stanowczym tonem, nie dopuszczając dziewczyny do głosu.
- To on mnie pierwszy pocałował. Przyrzekam ci. Ja nigdy… ja…
- Powiedziałem wynoś się i nigdy więcej tu nie przychodź. Rozumiesz? – starałem się być bezpośredni i nie dać zmanipulować się kolejny raz dziewczynie. Nie wierzyłem jej. Nie wierzyłem w ani jedno jej słowo. Dosyć się przez nią nacierpiałem. Przyszedł czas, żebym w końcu zrozumiał swoje błędy.
Wybiegła i trzasnęła drzwiami. Usiadłem na kanapie zmęczony tym wszystkim. Gerard cały czas patrzył na mnie z niedowierzaniem ze łzami w oczach.
- Ufam ci – powiedziałem cicho. Chłopak podniósł kąciki ust do góry, pokazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Wyglądał tak pięknie, tak niewinne. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nasze pierwsze spotkanie to nie był przypadek. Nie wiedziałem jeszcze, co do niego czułem, ale wiedziałem, że to coś silnego i niepowtarzalnego. Coś, czego nie czuje się do każdej przypadkowej osoby. Coś niezwykłego.
*Frank*
Czy też tak masz? Budzisz się rano i nic nie pamiętasz z dnia poprzedniego. Potem uświadamiasz sobie, co tak naprawdę się wydarzyło i już nie chcesz. Nie chcesz tego dłużej znosić. Chcesz to zakończyć. Jedyną rzeczą jaka ci przychodzi do głowy, żeby sprawić, że ból wewnętrzny minie jest małe, niewinne coś. Mówiąc „coś” mam na myśli żyletkę. Można by pomyśleć, że jestem jakimś pieprzonym masochistą, że ból sprawia mi przyjemność, ale to nie jest tak. Ból fizyczny w pewnym stopniu łagodzi ból psychiczny. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. To zawsze pomaga.
Jedno machnięcie, drugie, trzecie... Chciałem więcej, jeszcze więcej. Krew powoli zaczęła się sączyć po mojej ręce. Małe kropelki swobodnie spływały po umywalce. Czułem jak wraz z upływającą krwią, moje wewnętrzne cierpienie się zmniejsza. Mógłbym teraz wiele mówić o tym, jak bardzo mi źle, ale już tak nie było. Jedyne co czułem to pustka. Tak jakby jakaś mała istota wewnątrz mojego ciała pozbawiła mnie wszelkich uczuć i emocji. A co najważniejsze, nie chciałem się zabić, jak wtedy. Wiedziałem, że byłem coraz silniejszy. Wiedziałem, że byłem zdolny wyjść z domu i wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak bardzo go nienawidzę i z powrotem wrócić do wykonywanej wcześniej czynności. Zamknąć się w czterech ścianach i już nigdy nie wychodzić. Nie kochać, nie czuć… Może to egoistyczne podejście z mojej strony, ale miałem już dość troszczenia się o innych.
Ostatnie machnięcie… Umywalka zamieniła się w kałużę krwi. Obwinąłem grubo rękę bandażem i wsunąłem czarną bluzę. Nie chciałem, żeby ktokolwiek coś zauważył, więc chociaż w taki sposób mogłem to ukryć. Postanowiłem więcej nie użalać się nad sobą, zszedłem na dół i przywitałem się z mamą.
- Jak impreza? – rozpoczęła rozmowę, jakby wiedziała, że sam z siebie o niczym pewnie bym jej nie powiedział – wiesz, kochanie, dzwonił Ger…
- Co mówił? – krzyknąłem zaniepokojony, przerywając przy tym mamie w połowie zdania.
- Chciał z tobą pogadać. Wyraźnie coś go gryzło – coś go gryzło… Po prostu przelizał moją dziewczynę i obudziły się w chłopaku wyrzuty sumienia. To go gryzło! – powiedziałam mu, że przyjdziesz do niego, jak się obudzisz.
Nie wierzę, że to zrobiła. Nie chciałem go widzieć już nigdy więcej! Sama myśl o nim przyprawiała mnie o mdłości. Nie odpowiedziałem ani słowem. Od razu pobiegłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Wyciągnąłem spod niego blok rysunkowy i ołówek. Chciałem narysować to co czuję, wyżyć się w ten sposób. Skończyło się na tym, że kartka pozostała pusta.
Stwierdziłem, że nie mogę spędzić reszty życia leżąc i nic nie robiąc. Nie od tego przecież ono jest. Wstałem z łóżka, ubrałem się i wyszedłem z domu. Padał deszcz, ale nie przejmowałem się tym. Małe krople lekko uderzające o ziemię, ten zapach… To wszystko mnie uspokajało. Usiadłem pod małym daszkiem kilka przecznic od mojego domu i wyciągnąłem z kieszeni jednego, lekko zgniecionego papierosa. Siedziałem na ziemi i delektowałem się drapiącym w gardle smakiem tytoniu. Czułem się w tej chwili całkiem dobrze. Bycie egoistą wcale nie jest takie złe. Przecież ja zawsze żyłem dla kogoś i zawsze dostawałem przez to od życia w kość.
Spojrzałem na zegarek. Robiło się późno, mama mogła się denerwować, że tak wyszedłem z domu, bez żadnego pożegnania i jeszcze mnie nie ma. Powoli szedłem ulicą, paląc kolejnego papierosa. Miasto było szare i brzydkie. Kompletnie pozbawione życia domy i drogi. Mijało mnie wielu ludzi bardzo różniących się od siebie. Ludzie smutni i szczęśliwi, samotni i zakochani. Wiele typów i osobowości. Uwielbiałem patrzeć na ludzi. Skrywali w sobie tyle emocji… Również wiele emocji skrywał on. Chłopak, który szedł ulicą naprzeciwko mnie. Niegdyś najlepszy przyjaciel, dziś największy wróg, chociaż moja nienawiść do niego zmalała, do tego stopnia, że po prostu miałem go w głębokim poważaniu. Nie chciałem mu nic zrobić, przeciwnie. Chciałem uniknąć jakiegokolwiek spotkania z nim. Spuścić głowę w dół i minąć jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy byli dla siebie zupełnie obcy. Chłopak najwyraźniej też nie chciał mieć żadnego kontaktu ze mną. Nie zatrzymał się. Nie próbował w żaden sposób się wytłumaczyć. Cieszyłem się z tego, ponieważ nie mógłbym mu spojrzeć w oczy po tym wszystkim i myślę, że on również.
Nagle słyszałem za moimi plecami kroki. Ten ktoś biegł. Był coraz bliżej.
- Frankie! Proszę, zatrzymaj się – nie wiedziałem, co w tej chwili zrobić. Nie chciałem być niegrzeczny. Musiałem zachować spokój.
- Gerard, przepraszam, ale nie chcę z Tobą rozmawiać – powiedziałem nawet nie obróciwszy się.
- Frank, ja… ja… - stanął naprzeciwko mnie i spojrzał prosto w oczy. Widziałem ból. Kolejna łza powoli spłynęła po jego twarzy – możemy porozmawiać?
- Gee, ja nie wiem, czy jestem gotowy. Ja… - chłopak ani przez chwilę nie przestawał patrzeć mi w oczy. Moje serce biło tak szybko… Czułem, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Nigdy wcześniej tak nie miałem. Był tak blisko, że słyszałem jego przyspieszony oddech. Wiedziałem, co chce zrobić, ale nie mogłem do tego dopuścić. Stanowczym ruchem odsunąłem się od niego lekko przestraszony.
- Przepraszam – rzucił ze łzami w oczach i uciekł. Tak po prostu uciekł, bez żadnego wytłumaczenia.
Stałem na środku chodnika wbity jak w ziemię. Ta sytuacja, była więcej niż dziwna. Uczucie towarzyszące tej chwili, sprawiło, że złość i żal, a co najważniejsze – pustka, kompletnie wyparowały.
- Gerry, czekaj – zadrżałem. Chłopak chwiejnym krokiem obrócił się i otarł ręką twarz pełną łez – możemy iść do mnie, wtedy wszystko mi wytłumaczysz – nie wiedziałem, dlaczego tak uczyniłem. Widziałem, że ta cała sytuacja przytłacza go bardziej niż mnie. Nie mogłem patrzeć jak płacze, bo moje serce rozpadało się na tysiące malutkich kawałeczków.
Wyciągnąłem z kieszeni papierosa i ruszyliśmy w stronę domu. Oczywiście zachowaliśmy dystans od siebie. Całą drogę milczeliśmy idąc jak na ścięcie. Spojrzałem na jego twarz. Wciąż płakał. Jego oczy przepełnione były strachem. To nie było miłe dla żadnego z nas. Minęliśmy pierwszy zakręt, drugi, trzeci i byliśmy już na miejscu. Otworzyłem drzwi, dom był całkiem pusty. Żadnej żywej duszy, prócz nas. Nigdy w życiu nie czułem się tak nieswojo. Zaproponowałem coś do picia – odmówił. Usiadł na kanapie i przez chwile jeszcze patrzył się w sufit.
- Nie zrozum mnie źle. Ja nie chciałem. Ona… W chwili jak ją pierwszy raz zobaczyłem, od razu czułem do niej tylko nienawiść, bo wiedziałem jak cię skrzywdziła. Nie chciałem tego zrobić. Przysięgam – schował głowę w kolanach i co chwile ręką ocierał mokrą twarz – Sara nie zasługuje na ciebie – dodał i kompletnie się rozpłakał. Widząc to, moje serce zaczęło mnie piec, jakby ktoś z cały sił je ścisnął.
- Oh zamknij się już – nagle coś mnie tchnęło, jakiś przeraźliwie silny impuls gdzieś wewnątrz mnie. Patrząc na niego, nie wytrzymałem. Emocje sięgnęły zenitu. Delikatnie dotknąłem palcami jego suchych warg. Chłopak trząsł się. Teraz wszystko inne miałem gdzieś. Po raz pierwszy to ja postanowiłem zrobić ten pierwszy krok. Powoli przybliżyłem się do jego twarzy i musnąłem wargami o jego usta. Złączeni w namiętnym pocałunku, zapomnieliśmy o naszych wszystkich dotychczasowych problemach. Nie potrafię opisać uczucia, które w tej chwili mi towarzyszyło. Na te kilka minut świat się dla mnie zatrzymał. Nigdy dotąd nie odczuwałem niczego podobnego. Byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy.
Gee przerwał pocałunek. Nadal cicho siedzieliśmy w objęciach, nic nie mówiąc. Spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się i wtulił w moje ramie. Ciemna koszulka, którą miałem na sobie, powoli zaczęła robić się mokra od jego łez. Jednak nie przejmowałem się tym, bo wiedziałem, że to łzy szczęścia. Teraz byłem pewny, że nie okłamał mnie. Nie żałowałem. Cieszyłem się, że sytuacja tak się potoczyła. Wszystko było idealne do czasu, aż ktoś zapukał do drzwi. Gerard szybko odsunął się ode mnie, otarł pełną od łez twarz, a ja poszedłem otworzyć. Szybkim ruchem cisnąłem za klamkę. Nieznajoma osoba wpadła do mieszkania i od razu rzuciła mi się z płaczem na szyję. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to Sara. Egoistyczna istota bez żadnych uczuć. Spojrzałem na chłopaka siedzącego w drugim końcu pokoju. Jego nastrój z minuty na minutę zmienił się diametralnie. Nie ukrywam, że mój również.
- To on! To jego wina! – dziewczyna zaczęła się drzeć i płakać. Słyszałem tylko lekkie pochlipywanie w z drugiego końca pokoju.
- Uspokój się i wyjdź stąd – powiedziałem stanowczym tonem, nie dopuszczając dziewczyny do głosu.
- To on mnie pierwszy pocałował. Przyrzekam ci. Ja nigdy… ja…
- Powiedziałem wynoś się i nigdy więcej tu nie przychodź. Rozumiesz? – starałem się być bezpośredni i nie dać zmanipulować się kolejny raz dziewczynie. Nie wierzyłem jej. Nie wierzyłem w ani jedno jej słowo. Dosyć się przez nią nacierpiałem. Przyszedł czas, żebym w końcu zrozumiał swoje błędy.
Wybiegła i trzasnęła drzwiami. Usiadłem na kanapie zmęczony tym wszystkim. Gerard cały czas patrzył na mnie z niedowierzaniem ze łzami w oczach.
- Ufam ci – powiedziałem cicho. Chłopak podniósł kąciki ust do góry, pokazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Wyglądał tak pięknie, tak niewinne. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nasze pierwsze spotkanie to nie był przypadek. Nie wiedziałem jeszcze, co do niego czułem, ale wiedziałem, że to coś silnego i niepowtarzalnego. Coś, czego nie czuje się do każdej przypadkowej osoby. Coś niezwykłego.
*uwaga komentarz jest bezsensowny*
OdpowiedzUsuńON NIE MOŻE PŁAKAĆ BO MI SIĘ TEŻ CHCIAŁO RYCZEĆ NO POMOCY TO BYŁO TAKIE BDCNVHJSN KOCHAM TAKIE UROCZE SCENKI KOCHAM TWOJEGO FRERARDA KOCHAM TO WSZYSTKO ŻYĆ NIE UMIERAĆ
Kocham tego Frerarda po prostu kocham *O*
OdpowiedzUsuńpuacze omg <3
OdpowiedzUsuńNie, Franek nie tnij się słońce, Gee Cię kocha, my cię kochamy no bosze nie tnij się bo się zabiję, noo!
OdpowiedzUsuńBosze, oni się pocałowali! ♥ Oni się przecież kochają, a żadna zesrana suka Sara im nie przeszkodzi! Nie dopuszczę do tego ;c
Franek tak, wierz Gredziowi a nie jej! Dobrze robisz! ♥
Dawaj szybciutko następny, bo się zaś wkręciłam! :D
Pozdrawiam, życzę weny i...dużo frerardowego szczęścia. :D
Coś pięknego. Czytając tego Frerarda czułam wszystko, zupełnie jakbym tam z nimi była. Słyszałam spadające krople krwi Franka i płacz Gerarda. Nigdy jakoś specjalnie nie byłam przekonana do szipowania tych dwóch, ale teraz jest jakoś inaczej, jakoś widzę w tym coś więcej niż dotychczas. Dzięki Tobie pokochałam tą ich miłość i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ♥
OdpowiedzUsuńtakże Zuzka, moja ruda pało, życzę weny i KC soł macz :* / ku trzy
Fabuła jest naprawdę dobra. Nie wiem jak długi ma być cały ten frerard, ale jak dla mnie, to wszystko dzieje się po prostu za szybko. Nie zrozum mnie źle, jak najbardziej mi się podoba Twoje opowiadanie. Ale jesli mogłabym coś zasugerować, to na pewno to, że mogłabyś popracować nad dłuższymi opisami przeżyć wewnętrznych, opisów miejsca lub wyglądu zewnętrznego postaci. Bo natężenie akcji jest zbyt duże.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.