A więc, po tak długim czasię dodaję czwarty rozdział. Męczyłam się z nim tak długo, ale w końcu udało mi się przez niego przebrnąć. Nie wiem, czy się spodoba, ale zapraszam do czytania :)
________________________________________________________________________________
Nie mogłem zasnąć. Ta bezsenność powoli mnie wykańczała. Spojrzałem na zegarek, była 4 w nocy. Wstałem z łóżka, zapaliłem światło i usiadłem przy czarnym biurku. Szybko sprzątnąłem z niego wiele niepotrzebnych kartek, rysunków, plakatów. Otworzyłem jedną z szuflad i wyciągnąłem płaskie, plastikowe pudełeczko, w którym znajdowało się kilka ołówków, o różnych grubościach. Wziąłem kartkę i zacząłem rysować. Z początku nie wiedziałem, co będzie przedstawiać moja praca. Dałem całkowicie ponieść się wyobraźni. Naszkicowałem jedno oko, potem drugie, nos i usta. Postać z czasem zaczęła nabierać kształtów. Długi kosmyk włosów opadający bezwładnie na czoło, tak bardzo idealne rysy twarzy. Kończyłem jeszcze dopracowywać rysunek, gdy nagle usłyszałem głos mojego młodszego brata, wołającego na śniadanie. Nawet nie zorientowałem się, kiedy ten czas minął. 5 godzin spędziłem na rysowaniu wyimaginowanego przez moją bujną wyobraźnię człowieka.
Podszedłem do dużej szafy, wyjąłem z niej pierwsze lepsze czarne dżinsy z dziurami na kolanach i wsunąłem je na nogi. Jeszcze tylko ogarnąłem szybko to, co znajdowało się w tej chwili na mojej głowie i powoli zszedłem na dół. Wysoki szatyn w okularach jak zwykle siedział przed telewizorem z kanapką w ręce i oglądał jakieś durne filmy fantastyczne.
- Co na śniadanie? – spytałem i usiadłem koło brata.
- To co sobie zrobisz – burknął nieprzyjemnie Mikey, spojrzał na mnie, puścił jeden ze swoich cynicznych uśmieszków i szybkim krokiem poszedł do swojego pokoju.
Wystraszyłem się. Co mogło stać się mojemu bratu, że od rana złościł się na mnie z niewiadomo jakiego powodu? Po cichu podszedłem pod drzwi i zapukałem. Cisza. Nikt nie odpowiadał, więc powoli cisnąłem za klamkę. Chłopak skulony leżał na drewnianym łóżku i udawał, że mnie nie widzi. Zbliżyłem się do niego i odgarnąłem włosy opadające mu na czoło.
- Co się dzieje? Mnie możesz powiedzieć o wszystkim, pamiętaj – szepnąłem cicho i usiadłem na łóżku. Mikey spojrzał na mnie i wystraszony zaczął brzęczeć coś pod nosem. Nic z tego nie rozumiałem. Nie wydobywając z siebie ani słowa, uświadomiłem mu, że może mi zaufać i opowiedzieć, co się stało.
- Bo wiesz Gerard… Odkąd się tu przeprowadziliśmy nie mam żadnego znajomego – i to niby był ten powód, żeby od rana być obrażonym na cały świat?! Ja nigdy nie miałem żadnego znajomego i co? I jakoś żyję. Rozumiem, Mikey to jeszcze dziecko, ale mógłby już choć trochę dorosnąć – i do tego… jeszcze ty chcesz mnie zostawić – oniemiałem. O co mogło mu chodzi? Zostawić? Oh ta dwuznaczność – Gerry, ja widziałem. Ja widziałem te żyletki leżące pod twoim łóżkiem. Nie chcę, żebyś zrobił sobie czegoś złego – kolejna łza skapnęła na jego krwistoczerwoną koszulkę.
W tym momencie zbladłem. Po moim policzku popłynęła jedna, słona, samotna łza. Nie widziałem, czy mam go opieprzyć za grzebanie w moim pokoju, czy raczej pocieszyć i uświadomić, że nie ma powodu do smutku.
- Mikey, nie płacz – sam w tej chwili popłakałem się jak małe dziecko – wiesz dobrze, że ty i mama jesteście dla mnie najważniejsi. Przyrzekam ci, że to było raz i to pod wpływem impulsu – nie chciałem kłamać, ale nie mogłem tak bardzo ranić chłopaka.
Powoli przysunąłem się do niego i z całych sił przytuliłem. Poczułem, że muszę z tym skończyć, że muszę być dla niego wsparciem. Siedzieliśmy w objęciach jeszcze chwilę, gdy nagle usłyszeliśmy kroki. Na początku obaj się przestraszyliśmy, ale potem uświadomiliśmy sobie, że mama mogła już wrócić z pracy. Chłopak szepnął mi do ucha trzy słowa, a potem stanowczym ruchem odsunął się ode mnie, słysząc zbliżającą się mamę. Kobieta powoli chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi do pokoju. Siedziałem nadal zaskoczony tym, co przed chwilą powiedział mi brat. „Samobójcy to tchórze”? Przecież ja do cholery nie chcę się zabić. Nie wiedziałem, co mam myśleć.
- Cześć skarby. Dzwoniła do mnie dzisiaj pani Iero. Zaprosiła nas na kolacje – podekscytowana usiadła na łóżku i czekała na naszą reakcję.
- Eh, to fajnie – przerwał milczenie Mikey, nawet nie starając się udawać, że ta wiadomość go ucieszyła.
Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem w stronę swojego pokoju. Już miałem rzucić się na łóżko, gdy nagle widok z okna stał się większym obiektem mojego zainteresowania. Na kamiennej posadzce przed wejściem do domu, siedział niski brunet. Miał na sobie czarną bluzkę z logiem jakiegoś nieznanego mi zespołu, ciemne dżinsy i jak zwykle nieogarnięte włosy, co w jego przypadku dodawało mu jeszcze większego uroku. Widać było, że coś go niepokoi. Co minutę zerkał na zegarek, który częściowo przykrywał jego blizny na prawej ręce. Wyglądał tak uroczo, jak się denerwował…
Boże, Gerard, opanuj się.
Nieoczekiwanie spojrzał w moją stronę. Spanikowałem. Serce zaczęło mi szybciej bić. Bałem się, że Frank mógłby się domyślić, że obserwowałem go od jakiegoś już czasu. Schowałem się za firanki i czekałem, aż chłopak spuści wzrok z mojego okna.
- Cześć, Gee! – cholera. Musiał mnie zauważyć. Ostrożnie, tak, żeby nie było mnie widać, przesunąłem się w stronę łóżka. Jak gdyby nigdy nic, położyłem się i próbowałem na chociaż chwilę zmrużyć oczy. Gdy powoli zacząłem odpływać i przechodzić do kolejnej fazy mojego snu, poczułem lekkie szarpnięcie za nogę. Przed moimi oczami ujrzałem Mikiego. Stał i patrzył się na mnie z lekkim uśmieszkiem.
- No i co się gapisz? – spojrzałem na zegarek. Rany boskie, jak już późno. Nawet nie wiedziałem, kiedy ten czas minął.
- Ogarnij się Gerry, bo zaraz wychodzimy – powiedział stanowczym głosem i wyszedł.
Odgarnąłem włosy z czoła i podszedłem powoli do dużej szafy. Wyjąłem z niej bardzo podobne dżinsy do tych, co miałem właśnie na sobie, tyle że mniej zniszczone i bardziej „wyjściową” koszulkę. Zabrałem wszystkie rzeczy i poszedłem szybko do toalety. Delikatnie ściągnąłem spodnie, gdyż pojedyncze nowe rany na udach szczypała przy każdym szarpnięciu. Kredką pomalowałem sobie lekko powieki, włożyłem koszulkę i zbiegłem na dół. Mikey z mamą stali już gotowi w przedpokoju.
Wyszliśmy z domu i dosłownie 3 minuty później byliśmy już na miejscu. Pani Iero powitała nas z uśmiechem. Zdziwiłem się, ponieważ Franka nie było. Myślałem, że to dobry moment, żeby się lepiej poznać, bo w końcu od niedawna żyjemy po sąsiedzku, a oprócz niego nie znam tu nikogo. Nie dając niczego po sobie poznać, usiadłem naprzeciwko mamy.
- Frank zaraz powinien wrócić – stanowczo powiedziała pani Iero, przerywając tą niezręczną ciszę.
Spojrzałem na jej twarz. Była dosyć młodą kobietą, ale widać, że bardzo zapracowaną. W ostatnim czasie nie miała w życiu łatwo... Próba samobójcza własnego dziecka musiała kobietę wybić z normalnego funkcjonowania, postawić w bardzo trudnej sytuacji.
Mama Franka zaczęła temat, którego tak strasznie się obawiałem. Miałem już dosyć ciągłych podziękowań, płaczu i żalenia się. Uratowałem mu życie, tak? Ale co z tego, skoro koleś ma mnie w dupie? Moje przemyślenia przerwał krzyk.
- Frank! Frank! Gdzieś ty był?! – wściekła kobieta rzuciła na niego zabójcze spojrzenie.
- Nie teraz… - szybko odpowiedział, a ja nawet nie zauważyłem, kiedy chłopak wspinał się po schodach na górę.
- Chłopcy, może poszlibyście na górę, a ja porozmawiałabym z waszą mamą? – kiwnęliśmy potwierdzająco głową i szliśmy w kierunku schodów. Z każdym krokiem dochodziła do nas coraz to głośniejsza muzyka. Staliśmy już przed drzwiami. Zapukałem, ale nikt nie otwierał. Chwile jeszcze czekaliśmy, ale w końcu Mikey cisnął za klamkę i bez zaproszenia weszliśmy do środka.
- Cześć, Frank – rzuciłem, jak gdyby nigdy nic – zaraz… Co Ci się stało? – z jego przeciętej brwi leciała krew, a pod spuchniętym okiem widniał ogromny, fioletowy siniak. Musiał kogoś ostro zdenerwować, że ten ktoś tam mu przypieprzył.
- Błagam, nie mówcie nic mojej mamie – ze strachem w oczach i lekką obawą, poszedł do toalety zmyć z siebie krew.
Nie szło mu to chyba najlepiej, bo siedział już tam z 20 minut. Spojrzałem na brata. Przerażony siedział na łóżku Franka nie wiedząc, co powiedzieć.
- Hej, Mikey! Mógłbyś podać mi plaster, który leży na szafce przy biurku? – głos Franka, rozległ się po pokoju. Mikey sięgnął po plaster i zaniósł do łazienki, poczym obaj wrócili do pokoju. Na twarzy chłopaka nie było teraz widać nawet najmniejszego siniaka, a plaster, pod którym kryła się rozcięta brew ukryty był pod czarną grzywką. Koleś umiał się dobrze zamaskować.
Nagle mój kochany brat wpadł na jakże świetny pomysł zabawy w chowanego. Już dawno wyrosłem z takich dziecinnych gier. Frank spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem.
- W sumie i tak nie mamy nic ciekawszego do roboty – chłopak nie przestawał się śmiać – w takim razie młody, ty szukasz.
Mikey odwrócił się do nas plecami i zaczął liczyć do trzydziestu. Ledwo się obejrzałem, Franka już nie było. Dobra, skoro już się bawimy w tą idiotyczną grę, wypadałoby się i mnie schować. W sąsiednim pokoju zauważyłem dużą starą szafę. Starałem się otworzyć ją jak najdelikatniej, żeby nie skrzypiała.
- Szukam!
Nie zważając na to, co znajduje się w środku, jednym ruchem zatrzasnąłem za sobą drzwiczki. Było tak ciemno, że kompletnie nic nie widziałem. W chwili, gdy próbowałem się obrócić, potknąłem się o niewiadomy przedmiot i upadłem na coś miękkiego.
- Ała!
- Frank?
- Cholera, Gee, przygniotłeś mi… A z resztą nieważne – chłopak mimo bólu śmiał się bez opamiętania.
Przesunąłem się na bok i sam również zacząłem się śmiać. Trwało to około 20 minut. W końcu zdaliśmy sobie sprawę, że Mikey chyba o nas zapomniał. Postanowiliśmy przestać się ukrywać i wydostać się z szafy. Zdecydowanym ruchem pchnąłem drzwiczki.
- Cholera, Frank, chyba się zatrzasnęły! – przerażony oznajmiłem chłopaka.
- Czekaj, ja spróbuję – starania Franka również poszły na marne.
- Halo! Pomocy! – krzyczałem ze wszystkich sił.
- Wszyscy są na dworze, nikt nas nie usłyszy - oniemiałem. Ja z chłopakiem, zamknięci w jednej, ciasnej jak na nas dwóch szafie? To było chore – oj będzie ciekawie…
Tyle czekania, w końcu dodałaś! Dziękuję ;_; Kocham Twojego frerarda tak bardzo że ojezu, piszesz super, ale to chyba wiesz. Czekam na kolejny rozdział, weny! c:
OdpowiedzUsuńO JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU O JEJU!!!
OdpowiedzUsuńJaki ten rozdział jest zajebisty!! *-*
Jak można tak pisać, ja się pytam??? ;-;
Tak świetnie. <3
Tak wspaniale. <3
Tak IDEALNIE. <3
O jejku...
,,oj będzie ciekawie… "
moja wyobraźnia zaczęła pracować! ;-;
oj taak, mam nadzieję, że będzie baaaaardzoooo ciekawie... 3:) xD
No pisz pisz pisz szybko, bo zdechnę! D: <3
Przepraszam za tak porąbany komentarz xD Dawno nie czytałam Frerarda :<
<3
Awdeqfdjafndjkwbkjsjvsnnfjnjbajnjkhfejksajhbgihuihuibefhauifebhdhfibdufbfajfdhbhfdbhbfhvhvhghavhhkbhfbhfbhabhfba?!?!?! ♥
OdpowiedzUsuńMatko bosko, kuźwa mać, jak się cieszę z tego rozdziału!!!
Jesteś geniuszem, nooooo! ♥
Kuźwa, oni są sami w szafie...
KURWA ONI SĄ SAMI W SZAFIE CO TAM SIE MOŻE ZDARZYĆ, NO CO TAM SIE MOŻE ZDARZYĆ!!!!!!!!
Cholera, opanujmy sytuację...
AAAAAAAAAAAAAA ONI SĄ SAMI W SZAFIE!!!! <333333
Nie, nie nie nie, ja chcę kontynuację! TU ZARAZ TERAZ!!!
Dodaj kolejny rozdział szybciej, ploooooosę </3
Bo mi gacie pękną z podniecenia!
YYY, tego nie miało tu być XDDDDDDDDD
Ogey, to ja kończę, bujaaaaaaaaaaaaa?!
Papatki i niech moc i z dupy ogień będą z tobą ♥♥
spokojnie, postaram się do końca czerwca dodać kolejny rozdział :)
Usuń