piątek, 18 kwietnia 2014

[1/?] Unfulfilled dreams.

O to jest pierwszy rozdział pisany nie wiem który już raz. Z góry przepraszam, za masę błędów, za zanudzanie i za to, że jest taki krótki :)
_________________________________________________________________________________

Stał właśnie przy umywalce zalanej krwią. Do jego oczu napływało coraz więcej łez.

- Dlaczego moje życie jest tak cholernie trudne?! – usiadł w kącie łazienki, po czym wyjął z kieszeni brudnych od krwi dżinsów małą białą fiolkę. Wysypał na dłoń dwie tabletki, powoli włożył do ust i przełknął substancje. Jego płacz coraz bardziej się nasilał. W końcu wyjął pozostałe tabletki z pudełeczka i na raz wszystkie połknął. Czuł jak jego powieki stają się cięższe, a ciało zaczyna bezwładnie się trząść.

Dopiero teraz zdał sobie tak naprawdę sprawę z tego, co zrobił. W głębi duszy wiedział, że to już koniec. Ból przeszywający jego ciało nie dawał mu spokoju. Gdyby wiedział, że ten rodzaj śmierci jest tak długi i bolesny, na pewno wybrałby inne rozwiązanie. Ale było już za późno. Za późno na jakiekolwiek zmiany i decyzje. Chłopak skulił się pod umywalkę, uspokoił i czekał aż to nastąpi. Nigdy tak bardzo tego nie pragnął jak teraz. Opanowany zamknął oczy i próbował zasnąć.

~

- Chyba się budzi. Zadzwońcie do jego mamy – rzuciła jedna z kobiet ubrana cała na biało z dziwnym czymś na głowie. Poczułem jak przez moje ciało przepływa fala bólu. Kilkakrotnie próbowałem podnieść powieki, ale światło które do mnie dochodziło prawie wypalało mi oczy.  Postanowiłem więc jednak ich nie otwierać.

- Frank! Frank, kochanie ty żyjesz – po głosie uświadomiłem sobie, że to moja mama.

O co w tym wszystkim mogło chodzić? „Ty żyjesz”. Nic z tego nie rozumiem. Ogólnie cała ta sytuacja wydaje mi się strasznie chora. Udało mi się otworzyć oczy mimo tej oślepiającej jasności i ujrzałem zapłakaną mamę. Podeszła do mnie i pocałowała w czoło. Nie mogła z siebie wykrztusić ani jednego słowa, była tak wstrząśnięta całą sytuacją.

- Mamo, co się dzieje, gdzie ja jestem? – spytałem z lekką obawą.

- Synku, na pewno nic nie pamiętasz? – po jej policzku spłynęła kolejna łza.

I właśnie wtedy przed moimi oczami pojawiły się obrazy. Obrazy, których nigdy więcej nie chciałbym oglądać. Wszędzie krew, tabletki i ja zwijający się z bólu koło umywalki. Tak, wszystko mi się przypomniało. Ta dziwka obmacywała się na moich oczach z moim najlepszym przyjacielem. Moje życie to jedno wielkie gówno.

- Mamo, dziękuję że mnie znalazłaś i mi pomogłaś – tak naprawdę to miałem ochotę ją za to zabić. Wszystkim byłoby lepiej, gdybym tamtej nocy zasnął i się nie obudził. Ale nie, ona musiała uprzykrzyć mi życie… albo raczej śmierć. Moje cierpienie tamtej nocy poszło na marne?

- Kochanie, to nie ja cię znalazłam. Wiesz, dobrze że tamtego dnia byłam na delegacji i nie spałam w domu. Jestem tak bardzo zła na siebie, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo – w jej oczach widziałem poczucie winy.

- W takim razie kto to zrobił? – nie miałem pojęcia, kim mógł być ten człowiek. Przecież to był środek nocy, a wątpię żeby o tej porze chciałoby się komuś mnie odwiedzić, pomijając fakt, że już teraz nie mam żadnej bliskiej mi osoby, ani nawet znajomego.

- Kochanie, wyśpij się, jutro o tym porozmawiamy – szepnęła.
Posłuchałem jej i momentalnie zasnąłem.

Obudziłem się po kilku godzinach. Myślałem o tym, co by było gdybym jednak zrobił to chwilę wcześniej i nikomu by się nie udało mnie uratować. Nagle zauważyłem jakiegoś chłopaka rozmawiającego z pielęgniarką za szybą. Spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się i wszedł do sali.

- Jak się czujesz? – zapytał troskliwym tonem.
Jak się czuję?! Jak?! Kilka dni temu jakiś kretyn pokrzyżował moje plany. Jak mam się teraz niby czuć…

- Em bywało lepiej – odpowiedziałem sztucznie podnosząc kąciki ust do góry. Chłopak chyba zorientował się, że ta cała sytuacja mnie po prostu przerasta.

- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Mam na imię Gerard – ten jego uśmieszek powoli doprowadzał mnie do szału.

- Frank. Mogę wiedzieć, co cię do mnie sprowadza? – ah ta moja bezpośredniość. Nie lubię rozmawiać z ludźmi bez żadnego powodu. W sumie, to w ogóle nie lubię rozmawiać z ludźmi.

- Byłem pewny, że prędzej czy później o to zapytasz – co ten koleś miał na myśli?! – pewnie nie zorientowałeś się nawet, ale od jakiś dwóch tygodni mieszkamy po sąsiedzku.

- Eh, no słyszałem, że ktoś się przeprowadził koło nas.

- No więc, może przejdźmy do sedna – chrząknął, a ja za cholerę nie wiedziałem, o co mogło mu chodzić – Frank, wtedy… ja… no… słyszałem jak krzyczysz.
A więc to przez niego moje wszystkie plany poszły się kochać?! Przez niego cierpiałem i cierpię na daremno?! Znienawidziłem go z minuty na minutę.

- Frank, ja nie mogłem cię tam zostawić. Zrozum, leżałeś we własnej krwi i trząsłeś się jak opętany - ale ja tego tak bardzo chciałem, ale oczywiście nikt mnie nie rozumie – to ja już pójdę. Pamiętaj, że musisz dużo teraz odpoczywać. Trzymaj się.

Wyszedł. Tak po prostu wyszedł. A ja nawet mu nie podziękowałem. Z jednej strony nie chciałem tego robić, bo wcale nie cieszyłem się z tego, jak ta sytuacja się potoczyła. Ale z drugiej, wypadałoby powiedzieć chociaż to nędzne „Dziękuję”, bo w końcu koleś uratował mi życie, no nie?
Nie wiedziałem co mam myśleć. Jak wyjdę ze szpitala, podziękuję mu i jednocześnie przeproszę.

A co do Sary, mojej (teraz chyba byłej) dziewczyny. Nawet nie przyszła, nie zainteresowała się moim stanem. Tak samo Bert, niegdyś najlepszy przyjaciel. W sumie to i dobrze, nie mam zamiaru ich teraz ani nigdy więcej oglądać.

- Franklinie, jeżeli nie będziesz się zbytnio przemęczać, jeszcze jutro będziesz mógł wrócić do domu – powiedziała z uśmiechem jedna z pielęgniarek, poprawiając mi poduszkę. Nawet nie wiem, kiedy ona znalazła się przy moim łóżku.

-  O byłoby cudownie, gdybym mógł już wrócić do domu – nagle poczułem tak przeraźliwy ból w mojej głowie, jakby ktoś kopał nią jak piłką. Wiem, że to głupio brzmi, ale tak właśnie się czułem.
Kobieta zauważyła, że coś jest nie tak i podała mi tabletkę przeciwbólową.

- Myślę, że powinieneś teraz się przespać, wtedy ból minie – uspokoiła mnie i wyszła.

6 komentarzy:

  1. No ciekawie, ciekawie.
    Może trochę krótkie, ale przyjemnie się czytało. Bardzo fajnie piszesz; tak lekko i zrozumiale.
    To ja może zacznę gadać po ludzku:
    Zajebiście mi się podobało! ;D
    Wiedz, że z chęcią będę czytać to opowiadanie. :))
    Aaa i nie martw się o błędy. Najczęściej na początku jest ich masa, ale z biegiem czasu sama uczysz się je zauważać. Też tak miałam, gdy zaczęłam pisać. A teraz już nie mam tego problemu.
    Więc...Jeszcze raz mówię, że bardzo mi się podobał rozdział i nie pozostaje mi nic innego, niż czekać na następny. :))
    Aaa...No i oczywiście: WESOŁYCH ŚWIĄT!
    Pozdrawiam, przesyłam całusy i życzę weny ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochanie :*
      Tobie również wesołych świąt i dużo weny :)

      Usuń
  2. Świetne.
    Szkoda tylko, że takie krótkie :c Ciekawość mnie zżera co będzie dalej.
    Czekam niecierpliwie na nowy rozdział c:
    Pozdrawiam i życzę wesolutkich świąt :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że krótkie, ale ja po prostu chyba nie umiem pisać dłuższych rozdziałów :c
      Ale myślę, że po świętach i egzaminach się poprawię :)
      Wesołych Świąt! :*

      Usuń
  3. Zaczyna się... zachęcająco. C;
    Wydaje mi się, że będą tu jako-takie przemyślenia nad naszą egzystencją.. XDD
    Ogólnie to dopiero początek, więc nie można za wiele powiedzieć i wgl.. ;__;
    Ale czekam na nexta i weny życzę!
    xoxo Rejnboł

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, świetny początek :D Podoba mi się temat samobójstwa. Im więcej morderczych opisów, tym lepiej ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdziału, przeczuwał, że będzie to niesamowite opowiadanie :3 życzę duużoo weny i czasu ;)

    OdpowiedzUsuń